środa, 20 grudnia 2017

Jak one to robią?

Przystanek tramwajowy. Znowu człowiek osiąga wrażenie, ze rozkład jazdy to już nawet nie lista pobożnych życzeń, co rozpiska typu: tego nie należy się spodziewać.
Z nudów- sięgam po telefon- i scroluję fejsa. Na popularnej grupie pada post- jaki sport uprawiacie, jak często się mu oddajecie.
Odpowiedzi przechodzą moje oczekiwania...
i abstrahując od tego, że jestem leniwym pączuszkiem i nie widzę się o 6 rano na bieżni na siłowni 5 x w tygodniu + 3 joga, bo w ogóle nie widzę się gdziekolwiek poza własną kuchnią i łazienką o tej godzinie, ani nie widzę się 5 x w tygodniu na siłowni - niezależnie od pory.
Generalnie zmierzam do tego... czy ze mną i moją organizacją czasu jest coś nie tak, czy to może media i social media wpierają nam nierealny obraz życia ludzi, których doba ma 48 h ewentualnie trendy freelancerów, którzy czekając na przelew wiodą światowe życie.

Ilekroć słyszę o pracującej kobiecie (przyjmijmy optymistycznie 8 h), która nie pracuje z domu (przyjmijmy, że jest szczęściarą i droga do i z to łącznie 1,5 h), która nie wychodzi do pracy głodna i w pidżamie (przyjmijmy 1 h), która chociaż co drugi dzień przygotowuje obiad (1h), która codziennie je ten obiad i po nim sprząta (ok. 40 min = 0,6 h), która je też kolacje i po niej sprząta (0,5 h), która robi codzienne zakupy, pierze i ogólnie ogarnia swój dom (przyjmijmy średnio 1,5 h dziennie) to okazuje się, że nawet śpiąc ok 7 h. na dobę w pozostałych 2,9 h musi zmieścić "cały swój świat" - spacer z psem, manikiur i maseczkę, wieczór z książką i randkę, spotkanie z przyjaciółmi i wyjście do kina, zakupy inne niż codzienne i dokładniejsze porządki, kurs językowy i rozmowy telefoniczne z rodziną...

Więc ponawiam pytanie: jak one to robią?
i jeszcze z dziećmi?

wtorek, 19 grudnia 2017

Rozmowa o pracę

Każdy to przechodził.
A w przypadku gimbusów - będzie przechodził. O ile nie jest dziedzicem fortuny - Ivanką Trump, czy inną Paris Hilton.
Doniesienia medialno-telewizyjne wskazują, że mamy niski wskaźnik bezrobocia (jak i niski wskaźnik zatrudnienia) i powoli robi nam się rynek pracownika.
Osoby odpowiadające za rekrutację wskazują, że nie łatwo znaleźć sensownego pracownika- i mając na myśli sensownego, niekoniecznie mówię o kimś kto jednocześnie może przeprowadzić operację na otwartym sercu, naprawić kombajn górniczy i opowiedzieć o tym po chińsku, islandzku i w starożytnej grece. Sensownego, czyli osobę, co do której rekruter nie ma wrażenia, że jej oczy tęsknią za rozumem, a rekrutowany podczas "inscenizacji" możliwej kłopotliwej sytuacji w biurze, nie reaguje odpowiedzią - "Olewam, wychodzę, YOLO!"
Tymczasem... zrobiłam krótki wywiad dotyczący najdziwniejszych pytań zadawanych przez pracodawców... - tak właśnie pracodawców, gdyż głównie padały one ze strony Januszów-przedsiębiorców, niezależnie od tego, czy Janusz był producentem turbosprężarek samochodowych czy mecenasem.
Szef-sadysta:
"Jak reaguje Pani, kiedy się na Panią krzyczy w pracy? Łatwo Panią doprowadzić do płaczu?"
Szef-historyk:
"Kim z zawodu są rodzice?"
Szef - fan motoryzacji:
"W jakim samochodzie widzi się Pan za 10 lat?"
Szef-"dyplomata"
"Z kim Pani mieszka?" - taka nie-tak-bardzo-zaowalowana próba wybadania, czy rekrutowana wkrótce odejdzie na urlop macierzyński.
Szef- krwiożerczy kapitalista
"Czy zgodzi się Pan pracować za darmo przez miesiąc? To dla naszego wspólnego dobra- my Pana sprawdzimy, a gdyby nam współpraca nie odpowiadała nie będzie miał Pan takiego wpisu w cv z którego wynika, że Pan się nie sprawdził."

Powodzenia, jeśli akurat szukacie!