niedziela, 27 listopada 2016

ja JUŻ nikogo nie szukam...



Spotkanie i wino czy rozmowa telefoniczna
Grażynka, Halinka czy Krysia
Schemat podobny:
A u mnie na budowie..., a u mnie w korpo..., a u mnie w szpitalu...*. (*niepotrzebne skreślić)
Rozmowa o minionym dniu, tygodniu, miesiącu – nic nadzwyczajnego.

W okolicach trzeciej godziny słuchania o szalunkach, feedbackach oraz pacjentach zaczynasz nieśmiało dopytywać o inne kwestie: jak plany na wakacje, współlokatorzy, na czym ostatnio byłaś w kinie, jakiś mężczyzna na horyzoncie?
I ani się nie obejrzysz słuchasz o betonowaniach stropów, audycie Norwegów i dyżurach.
Całe życie – dosłownie w sensie godzinowym i w przenośni – w sensie „głowy” pozostawianej  w pracy -są w robocie.

Rybka! Ja jestem taka zarobiona.
I Dolores ze współczuciem dolewa wina.

Po kwartale podczas słuchania żali Grażynki, Halinki i Krysi o mieszance betonowej, targecie i wytycznych NFZtu po raz kolejny próbujesz zejść na temat jakiegoś życia poza pracą. Jakkolwiek – sport, imprezy, kino, randka, plotki. Cokolwiek. Bez odbioru.

Ale Grażyna, Halina i Kyśka nie mają czasu.
Po roku kiedy powoli stwierdzasz że o betonowaniu wiesz więcej niż absolwent politechniki, o targetach więcej niż pracownik na okresie próbnym, a o pacjentach więcej niż siostra oddziałowa, wszystkie pozostają niezłomnymi „pracownikami miesiąca”.
Nie dojedzą, nie dośpią, i nie widzą, że znajomi powoli przestają dzwonić, bo ile razy można być spławianym?
 
Aż po dwóch latach i kieliszku wina więcej dochodzi do ulania żali na męski świat i wszystkich rycerzy na białych koniach, którzy nie wpadli przez komin wprost do kuchni i w objęcia Halinki, Krysi i Grażyny, (chociaż w kuchni w zasadzie mogliby pozostać niezauważeni – przecież w natłoku pracy i na gotowanie czasu brak).
Aż po otarciu buzi dochodzi do konkluzji: Ryba, ja JUŻ nikogo nie szukam…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz